Zapłacimy za przychodzące czy nie zapłacimy?
Pani Prezes Streżyńska uparta jest jak przysłowiowy ssak z rodziny
koniowatych. Skoro więc uparła się doprowadzić do stanu, w którym opłat
MTR nie będzie – to w ciemno można zakładać, że faktycznie znikną.
Operatorzy jak dotąd byli przeciwni nie tylko zniesieniu, ale nawet regularnym obniżkom MTR. Z prostego powodu – to są pieniądze pryskające im z kieszeni. Dlatego od listopada zeszłego roku wręcz wprost mówili o możliwości wprowadzenia w zamian stawek za połączenia przychodzące. Jest to jednak mało prawdopodobne. I to z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze, UKE ustami prezes Streżyńskiej zapewnia:
Jeden warunek jest nie do ruszenia: nie ma mowy o obciążaniu
klienta końcowego za przychodzące połączenia, a taki pomysł pojawiał
się, gdy po raz pierwszy zaproponowaliśmy zniesienie stawek MTR.
Oczywiście w zapewnienia można wierzyć w różnym stopniu, jednak jest jeszcze jeden gracz, który zapewnienia podobnego typu daje.
Play.
Równie uparty jak i sama Streżyńska, a mający znacznie większe pole
manewru – ma bowiem święte prawo nie wprowadzać w swoim cenniku opłat
za połączenia przychodzące. I to właśnie Play, nie UKE, jest moim zdaniem gwarantem tego, że nie
obudzimy się z koniecznością zapłacenia za rozmowę przychodzącą od
jakiegoś upierdliwego sprzedawcy rewelacyjnych garów za 5.000 PLN. Po
prostu – jeśli na rynku będzie jedna firma, która za przychodzące nie
kasuje, to klienci pozostałych sieci migiem się tam przeniosą i dalej
będą gadać na starych warunkach. Dlatego Wielka Trójka się na wprowadzenie opłat nie zdecyduje.
Wygląda na to, że jeden problem mamy na razie z głowy.